Teologia Polityczna Teologia Polityczna
3055
BLOG

Dariusz Karłowicz: Chwasty i mutanci

Teologia Polityczna Teologia Polityczna Polityka Obserwuj notkę 48

Skutkiem wojny jądrowej jest nie tylko spalona ziemia i nie tylko bezprzykładna deracjonalizacja polityki, ale też zdziczenie obyczajów i ekstremizm – pisze w Teologii Politycznej Dariusz Karłowicz

Odnoszę wrażenie, że nazajutrz po zakończeniu kampanii prezydenckiej stan nazwany przez Andrzeja Wajdę wojną domową zamienił się w konflikt nuklearny. Jeśli w wojnie konwencjonalnej idzie o zajęcie jakiegoś terytorium, to wojnie nuklearnej nie ma zwycięzców ani zwyciężonych w tradycyjnym sensie tego słowa. Po odpaleniu głowic tracą znaczenie istotne wcześniej pytania: kto zaczął, jaki był przebieg konfliktu i kto ma rację. Zostaje jałowa ziemia na której plenią się spotworniałe okazy popromiennych form życia politycznego. Bo nie jest wcale tak, że wszystko ginie: w strefie skażonej bujnie rozwijają się zachowania, które jeszcze wczoraj uznalibyśmy za  niesmaczne, prostackie czy złowrogie: kwitną chwasty, rosną dostosowani do nowych warunków mutanci.

 W najbardziej przejmujący sposób widać to było na przykładzie konfliktu o krzyż na Krakowskim Przedmieściu. Cóż z tego, że prawdą jest iż to Ko. zaczął, G. podkręcała, fani P. liczyli na marketingowy sukces, a niejaki „Niemiec” i jego koledzy nie przychodzili tam z pobudek religijnych; co z tego, że GW nie chroniła ludzi przed bandyterką, media karnie realizowały wytyczne, a T. z satysfakcją dolewał oliwy do ognia, widząc Ko. w tak widowiskowym kłopocie. Cóż nawet z tego, że najwięcej racji było po stronie K. Cóż z tego? Nikt nie zadał sobie trudu by ten horror przerwać. A mogło to zrobić wielu. Niestety nikt nie wyszedł z roli, nikt nie opuścił bunkrów dowodzenia. Odpalano kolejne rakiety. I co? Kto wygrał? Otóż nikt. A po wszystkim została radioaktywna pustynia. Wielokrotnie, publicznie sprofanowano krzyż, a bluźnierstwo stało się na pewien czas medialną normą językową.
 

Z tych samych powodów, dla których eskalacja konfliktu jest dziś korzystna dla Platformy, okazuje się niekorzystna dla PiS (dobra wspólnego nawet nie wspominam). Wchodząc w wojnę jądrową, PiS okazuje się przeciwskuteczny – zostaje sprowadzony do czegoś w rodzaju funkcjonalnej koalicji rządowej. Jak to rozumieć? Po pierwsze, zostaje wciągnięty w działania wyniszczające republikańską tkankę polityczną i duchowa, której miał bronić (vide Krakowskie Przedmieście). Po drugie, jego sprzeciw staje się gwarantem stabilności obecnego układu politycznego. PiS staje się jakby-koalicjantem – podmiotem, który działając przeciw władzy, mimowolnie jej służy. W jaki sposób? Otóż w realiach nuklearnej wojny domowej do uzasadnienia swoich decyzji władza nie potrzebuje argumentów – wystarczy niezgoda opozycji. Zasada jest prosta: im ostrzejszy sprzeciw, tym silniejsze wsparcie.  

Powie ktoś to sytuacje nienowa. Czy i przed 10 kwietnia układu nie stabilizował strach przed PiS? Czy wspólnota strachu nie decydowała o sukcesach Platformy, łącząc w jednym obozie strony nie mające ze sobą nic, albo niewiele wspólnego (poza zespołem fobii)? To prawda – jednak tym razem sprawy zaszły dalej. 

Kiedy obowiązuje logika konfliktu nuklearnego, niepotrzebne okazują się jakiekolwiek argumenty. Odpowiada się ogniem na ogień. Motorem staje się spirala krzywdy i odwetu (wyście nam tak, to my wam tak). Wojna nuklearna doprowadziła do radykalnej deracjonalizacji polityki. Niezgoda PiS okazuje się wystarczającym uzasadnieniem polityki wobec Rosji, pasywności w Unii, polityki energetycznej, czy deficytu budżetowego. Można oczywiście widzieć w tym - nie bez racji - skutki obecnego układu medialnego. Warto jednak zadać sobie pytanie dlaczego np. w kwestii deficytu budżetowego krytyczny głos Leszka Balcerowicza brzmi donośniej niż głos największej partii opozycyjnej, która wcale na ten temat nie milczy. Czy źli są ONI czy przeciwskuteczna jest strategia stająca za wyborem obecnych sposobów działania? 

Mam na myśli strategię, która o obecny spór karze prezentować jako ostatnią czy raczej ostateczną bitwę. Tak jakby potem miało nie być już nic – zwycięstwo albo zgon. Przyjęcie tej strategii gwarantuje stałą mobilizację własnego elektoratu, ale zarazem niezwykle utrudnia poszerzenie grona zwolenników i kooptację tych mniej żarliwych (odstraszanych gwałtownością słów i gestów). Z drugiej strony to właśnie strategia „ostatecznego starcia” skłania do przyjęcia warunków wojny jądrowej, która zamiast przysparzać sił, pozbawia mocy sprawczej, ponieważ słabszego obsadza w roli funkcjonalnej opozycji. Tymczasem oczywiście nie będzie ani pełnego zwycięstwa, ani całkowitej klęski. Myślenie w kategoriach „ostatecznego starcia” pozbawia PiS rysu który go szczególnie wyróżniał – polityczności, która potrafi być elastyczna bez utraty zasadniczego kierunku, a więc takiej, która potrafi walczyć o władzę, biorąc zarazem pełną odpowiedzialność zarazem za przeszłość jak i za to, co nastąpi (za rok, dziesięć i trzydzieści lat). Czy obecne podejście nie jest w istocie abdykacją z odpowiedzialności za to, co będzie? I powiedzmy od razu: zarzutów tych (o ucieczkę od polityczności) nie uchyla nawet przyjęcie, że rola partii świadectwa jest strategią przejściową (strategią na czas marny).  

Czyżby zatem nie było powodów do wojny? Czy nie jest nim hańba rządowej nieudolności w kwestii Smoleńskiego śledztwa – najbardziej bodaj upokarzający spektakl braku podmiotowości, profesjonalizmu i słabości woli, jaki oglądaliśmy przez ostanie 20 lat? Czy nie jest nim minimalizm polskiej polityki zagranicznej, która wydaje się kierować nadzieją, że wszyscy w końcu uwierzą, iż jesteśmy dwu milionowym krajem o dwudziestoletniej historii? Czy pośpieszne pojednanie z Rosją nie skutkuje zmianami ciążącymi na naszej polityce na najbliższe dziesięciolecia? Czy powrót do łask autora stanu wojennego nie przywraca aksjologicznej paranoi lat 90? Moment jest krytyczny. Podobnie jak w latach 90. w kwestii mediów elektronicznych, tak dziś w gospodarce, polityce zagranicznej, energetycznej i historycznej dzieją się rzeczy, które mogą zmienić naszą sytuację na dziesięciolecia. A do tego dochodzą jeszcze takie fakty, jak zbrodnia łódzka, której ofiarą w intencjach mordercy miał być przecież  Jarosław Kaczyński. Ale właśnie dlatego należy możliwie najszybciej przerwać tę wojnę. 

Dlatego konieczne wydaje się rozszczelnienie logiki konfliktu jądrowego. Należy znaleźć pole dla polityczności zdolnej abstrahować od logiki śmiertelnego starcia. Czy zdoła to zrobić powstający projekt polityczny? Zobaczymy. Z całą pewnością niezbędny jest co najmniej neutralny wobec bunkrów dowodzenia suwerenny obszar dyskursu metapolitycznego. Chciałoby się zobaczyć w nim ludzi – przytomnych i rozumnych – którzy zdecydują się porzucić gwałtowne emocje tej wojny. Nie chodzi o to by zrezygnować z poglądów, ale by zacząć rozmawiać, rozumować, argumentować. 

Skutkiem wojny jądrowej jest nie tylko spalona ziemia i nie tylko bezprzykładna deracjonalizacja polityki, ale zdziczenie obyczajów i ekstremizm. Skażeniu ulega coraz szersze pole. Z okolic Ground Zero wychodzą na świat coraz bardziej monstrualne okazy politycznej fauny i flory. Radioaktywny jegomość z dwiema głowami (jedną świńską) uchodzi tu słusznie za intelektualistę (co dwie głowy to nie jedna). W istocie, na tle Dominika Tarasa poprzednia generacja wypada prawie nobliwie. I choć się stara nadążyć, potwornieje, mutuje – powiedzmy szczerze - daleko jej do młodych! Niestety czujnik Geigera zaczyna reagować przy ludziach wczoraj jeszcze zupełnie zdrowych. Coraz bujniej krzewią się marginalne dotąd gatunki lewactwa i prawactwa. Uliczna bitwa z udziałem zadowolonych z siebie, krzepkich młodzieńców z lewicy, to nowa popromienna forma intelektualnego życia polskiej polityki. Warto zauważyć, że młodych lewaków ochoczo wspierają płomiennoocy starcy. Wszyscy czekają aż na ulice wyjdą prawacy – najlepiej faszyści!!! (Ach! żeby tak pomaszerowali – ale tak jak należy - ze swastykami, w mundurach, z bronią! Śnią rozognione dziewczęta z lewicy). A kiedy się pojawią, to wreszcie będzie komplet! Będzie zabawa! Będzie rewolucja! Będzie czad!      

Dariusz Karłowicz 

Teologia Polityczna

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka